menu 1

wtorek, 21 maja 2013

MotoSłowacja-Węgry 2013




DZIEŃ 1 (27.04.2014) ok. 500 km



 Umawiamy się na stacji w Stolnie z samego rana, ale jak zwykle wyruszamy z małym opóźnieniem.


W godzinach popołudniowych docieramy na miejsce do Bielsko-Białej, rozlokowujemy się w pokojach i resztę wieczoru spędzamy w restauracji, zajadając się całkiem smaczną pizzą.


DZIEŃ 2 (28.04.2014) ok 240 km


 Dzisiaj przed nami przyjemniejsza trasa. Słowackie górki, obiad w Liptowskim Mikulaszu i nocleg w miejscowości Stara Leśna.


Niestety na granicy polsko-słowackiej pogoda się psuje. W sumie to mgła jest tak gesta, że ledwo widać motocykl jadący przed sobą. Ale zatrzymujemy się i robimy pamiątkowe zdjęcia z pierwszego zagranicznego wyjazdu na motocyklach.






Po niedługim czasie pojawia sie słońce, co oczywiście zdecydowanie poprawia nam humory. Więc chętnie wijemy się po słowackich górkach i zakrętach. Stan nawierzchni, a w sumie ogromna ilość żwiru i innego rodzaju zanieczyszczeń na niej, nie pozwala jednak na zbytnie odkręcenie manetek, nawet koledzy na sprzętach stworzonych do szybkiej jazdy w zakerętach utrzymują nasze niezbyt szybkie tempo.



Docieramy spokojnym tempem do Liptowskiego Mikulasza, gdzie mamy zaplanowany postój na obiad w restauracji "Bar & Restaurant Route 66"



Po napełnieniu naszych wygłodniałych brzuchów ruszamy w kierunku popradu oczywiście bocznymi drogami, aby wieczór i noc spędzić w małej miejscowości Stara Leśna.







DZIEŃ 3 (29.04.2014) ok 250 km

Rano po samodzielnie przygotowanym śniadaniu i pamiątkowej fotce z właścicielem kwatery, w której mieliśmy okazję nocować ruszamy przez Słowacki Raj w kierunku granicy z Węgrami.






Docieramy do granicy Słowacko - Węgierskiej. Jak widać mało uczęszczanej i opustaszałej.





Późnym popołudniem docieramy do miejscowości Miskolc Tapolca dzielnicy miasta Miskolc słynącej z basenów jaskiniowych, na które to wybieramy się niezwłocznie po rozpakowaniu bagaży i długich, ale w końcu udanych próbach przekonania właściciela pensjonatu o tym, że kaski i torby motocyklowe chcemy zabrać do pokoi, a nie trzymać w jakimś schowku piwnicznym.



Po drodze zaliczamy specjalność kuchni węgierskiej LANGOSZE, czyli drożdżowe placki, smażone na głębokim oleju, podane z kwaśną śmietaną, serem i sosem czosnkowym - coś przepysznego, może niezbyt zdrowego, ale będąc u Węgrów trzeba na pewno tego dania spróbować.



Po nieśpiesznym spacerze po parku prowadzącym do basenów Barlangfurdo okazuje się, że jesteśmy trochę spoźnieni. Wprawdzie kasy są jeszcze otwarte, ale po wejściu mielibyśmy niecałą godzinkę na kąpiel, więc wspólnie podejmujemy decyzję, że pluskanie w basenie przekaładamy na następny ranek, a dziś idziemy poprobować lokalnych trunków.



DZIEŃ 4 (30.04.2014) ok 80 km



Wczesnym rankiem zjadamy szybkie śniadanie i czym prędzej pędzimy wymoczyć się w kompleksie basenów termalnych Barlangfürdő. Musimy przyznać, że to całkiem fajne miejsce na relaks. A sam kompleks jest naprawdę oryginalny i robi pozytywne wrażenie.

Po mile spędzonym czasie w wodzie pakujemy się niespiesznie i jedziemy na wschód do Tokaja, dziś w karcie dnia - degustacja węgierskiego wina.



  Nocleg zarezerwowany mamy w prywatnej kwaterze Paulay Borház és Vendégház w samym centrum Tokaju. Miejsce szczerze polecamy, bardzo klimatyczne, właściciele wyrabiają swojskie wino, zresztą mieliśmy okazję degustować i nawet przywieźć buteleczkę do Polski. Posiadają również własną piwniczkę winną, którą właścicielka chętnie pokaże, dodatkowo opowiadając historię miejsca.







Tokaj obeszliśmy cały wzdłuż i wszerz. Bardzo urokliwe i ciekawe miasteczko zdecydowanie warte odwiedzenia.




Na obiad oczywiście w większości zamawiamy tradycyjne węgierskie dania.
Oczywiście na stole w pierwszej kolejności lądują pokrojone suszone ostre papryczki (jakby komuś ognia w daniu brakowało)

Bográcsgulyás  - czyli rewelacyjna, pikantna węgierska zupa gulaszowa.


Marhapörkölt galuskával - czyli węgierski gulasz wołowy z kluseczkami (rewelacja)


Gundel palacsinta - czyli tradycyjne węgierskie naleśniki nadziewane masą przygotowaną ze śmietany i bakalii, obficie polane polewą czekoladową.






Wieczorne opowieści w domowej piwniczce.


DZIEŃ 5 (01.05.2014) ok 280 km


Na dzisiaj w planach przejazd przez "Las Bukowy" do Budapesztu.




Pokonujemy ok 50 km łatwej asfaltowej aczkolwiek zakręconej drogi wijącej się przez Narodowy Park Gór Bukowych z Miskolc do Eger.


Po drodze robimy sobie przystanek na skonsumowanie kolejnego polecanego węgierskiego specjału, a mianowicie Jókai bableves - czyli pożywna węgierska zupa fasolowa.

Bocznymi drogami docieramy o przyzwoitej porze do Budapesztu, gdzie na bezpiecznym parkingu zostawiamy nasze motocykle i ruszamy zwiedzać miasto. W bliskiej odległości od hotelu mamy metro więc dotarcie do centrum nie trwa zbyt długo. No może poza tym, że dobrą chwilę (chyba dłużej niż sama jazda) trwa dogadanie się z Panią z okienka biletowego, że chcemy zakupić bilety na wszystkie środki komunikacji na 24h. Wcześniej dowiedzieliśmy się, że takie są, więc uparcie chcemy je mieć. Niestety Pani mówi tylko po węgiersku, nawet wydaje się, że "pokazywnego" też nie bardzo rozumie. W końcu jednak dostaliśmy wszystkie bilety do wglądu, wybraliśmy te właściwe i mogliśmy przemieszczać się przez następne 24h metrem, tramwajami, autobusem, a nawet i wodnym tramwajem.





DZIEŃ 6 (02.05.2014) 0 km
To dzień bez motocykli, poświęcamy go w pełni na zwiedzanie Budapesztu. Wykorzystujemy oczywiście nasze 24godzinne bilety i podróżujemy po Budapeszcie wszelkimi środkami transportu.





DZIEŃ 6 (03.05.2014) 300 km









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz